środa, 13 stycznia 2016

Rozdział I

Budzik dzwoni, 6:30. Wszędzie jeszcze ciemno,a ty już  słyszysz z dołu tłuczące się garnki, talerze. Tak, to twoja mama jak każdego ranka przyrządza śniadanie. Wstałeś, przetarłeś oczy. Wiesz już co będziesz dziś robił. To taka twoja rutyna. Wejdziesz do łazienki, weźmiesz szybki prysznic, potem w pośpiechu wyciągniesz z szafy ulubione mocno przetarte jeansy i podkoszulek. Zbiegniesz na dół
 w ekspresowym tempie, zgarniesz kanapki ze stołu, założysz adidasy i krzykniesz pożegnalne ,,Cześć mamo, będę jak zwykle". Właśnie, to ,, jak zwykle". Chciałbyś coś zmienić, ale przecież jest dobrze jednak odczuwasz jakąś pustkę. Jak codziennie pójdziesz do idealnie czystego budynku liceum, gdzie tak naprawdę nie chcesz być,
ale rodzice zdecydowali, że to jedna z lepszych szkół w okolicy, chociaż ty wolałbyś zwykłe technikum razem z kolegami. Ale przecież nazywasz się Marc Lahm, musisz mieć wysoko postawioną poprzeczkę. I co po lekcjach?
No jak zwykle trening przy ukochanej ojca, Säbener Straße. Tam przecież też nigdy nie lubiłeś chodzić, ale jako spokojny mały chłopiec poddawales się wpływom starszych, teraz po prostu do tego przywykłeś. Kopanie piłki przychodziło ci z łatwością, więc w sumie nie było źle. Przynajmniej tam mogłeś spotkać kilku normalnych chłopaków, a nie wymuskanych wiecznie zajętych nauką kujonów czy pedałków, za którymi nie przepadałeś. Wieczorem wypad z kilkoma przyjaciółmi z gimnazjum na miasto. Punktualnie o 22.00 będziesz w domu, ojciec nie lubi spóźnień i wszystko zawsze musi mieć poukładane. Nawet ciebie. Jesteś jego taką małą maszynką. Czego on by nie powiedział nie jesteś mu w stanie się przeciwstawić. Tak cię wychował. Może bał się twojego okresu buntu, może bał się, że coś pójdzie nie po jego myśli, że syn jednak nie będzie tak idealny jak on by tego chciał. Zgodnie
 z planem jesteś teraz w drodze do szkoły. Z drugiej strony ulicy nadbiega Nikodem. Twój najlepszy przyjaciel. Miły, wygadany brunet o hiszpańskich korzeniach. Wiecznie roztrzepany, z  potarganymi włosami, w ciemnych spodniach i nieodłącznymi starymi trampkami. Różnicie się bardzo, ale mimo to on jest jedyną tak bliską ci osobą.
- Hej Marc!- zawołał przechodząc przez ulicę i zetknęliście się w przyjacielskim męskim uścisku.
- Cześć- powiedziałeś uradowany na widok kumpla.
Idziecie przez dziesięć minut cały czas rozmawiając i żywo przy tym gestykulując. Za chwilę czeka was chwila rozłąki. Niko pochodzi z biedniejszej rodziny i nie stać go na tak wybitną szkołę jak twoja, widzisz jak szczęśliwy brunet skręca w bramę swojego technikum. Zaraz doskakuje
do niego wielu kolegów. Chciałbyś być tam  razem z nim, niestety do twojego miejsca jeszcze pięć minut drogi. Kopnąłeś puszkę pepsi leżąca na brzegu chodnika, leży tu juz od początku roku. Nikt nie ma zamiaru jej podnieść, zresztą ty tez nie masz na to ochoty. Ogólnie ostatnio na mało rzeczy masz ochotę. Najchętniej siedziałbyś w domu przy paczce chipsów i pizzy grając w Fife razem z Niko
i nie robił nic więcej. Jednak nie masz na to czasu, ani niczyjego przyzwolenia. Trening, trening i jeszcze raz trening. Musisz trzymać dietę, zachowywać odpowiednią kondycję, nie możesz sobie pozwolić na jakiekolwiek niedociągnięcia, inaczej wylecisz ze składu. Nikt nie chciałby w pierwszej drużynie chłopaka z brzuszkiem
i miękkimi nogami. Minąłeś właśnie bramę liceum, już
z daleka dostrzegłeś kilku kolegów ze swojej klasy jednak to nie są twoi prawdziwi koledzy, wasz kontakt kończył się na przebywaniu razem na lekcjach. Chciałbyś nawiązać
z kimś lepsze relacje jednak wiesz że tutejsi ludzie nie pasują do ciebie. Nie lubisz się dopasowywać tylko dlatego,
 że reszta jest inna. Wolisz być sobą. Jedynym na świecie niepodrabialnym Marcem Lahmem. Przynajmniej próbujesz nim być i chyba całkiem nieźle ci to wychodzi. Wszedłeś po marmurowych schodach, witaj kolejny dniu tej męczarni! Pierwsza lekcja to biologia, czyli sala na piętrze. Nie lubisz ani tego przedmiotu ani nauczycielki, która go prowadzi, ale wiesz, że twój plan nie może składać się tylko z matematyki i geografii.Chociaż nie wiadomo jak bardzo byś chciał to w tej sprawie nic nie wskórasz. Zszedłeś do szatni, przebrałeś buty witając się potem bezuczuciowo z kolegą, z którym dzielisz szafkę. Ot, zwykłe zbicie piątki. Leo to w sumie całkiem spoko gościu, całkiem nieźle zagra czasem w piłkę, ale to tyle. Łączy was tylko zawsze wspólna drużyna podczas gry w nogę na wuefie. Tam w ogóle ciężko namówić kogokolwiek do gry także dobry i taki zawodnik. Wychodząc z powrotem na górę mijasz kilka ładnych dziewczyn ze starszej klasy. Ale uroda to nie wszystko, co z tego, że śliczne skoro puste? A może to tylko pozory? Nie, jednak nie. Dobrze wiesz, że noszenie krótkiej spódniczki czy obcisłych legginsów do liceum raczej nie jest przyzwoitym zachowaniem. Pomimo wielu swoich zachowań jednak wiesz co to przyzwoitość,
to również zasługa ojca. Dzięki niemu masz jakiekolwiek pojęcie o świecie. Za minutę dzwonek, dzisiaj oddają sprawdziany. Pewnie kolejna czwórka. Byłoby cię stać na coś więcej, ale ci się nie chce. Gdybyś choć trochę bardziej się postarał zbierał byś same dwójki*. Nauka przedmiotów ścisłych przychodziła ci z łatwością, ale brakowało jakichkolwiek chęci. Nie byłeś typem kujona, któremu radość sprawiały godziny nad książkami. Byłeś typowym,
 a może patrząc na dzisiejszych ludzi nietypowym szesnastoletnim chłopakiem z Monachium. Rozbrzmiewa się dzwonek. Początek lekcji. Widzisz kolegów zmierzających w stronę klasy zapatrzonych w zeszyty
 i podręczniki. Przez tłum uczniów przeciska się niska drobna nauczycielka, otwiera drzwi do klasy.Zająłeś swoje ulubione miejsce na końcu,pod oknem. Z tego punktu masz przynajmniej dobry widok na okolicę, nie musisz patrzeć na mało interesującą nauczycielkę. Gdyby ona chociaż była ładna to takie nudne gadanie byłoby jeszcze do zniesienie, ale tak? Nie było nawet na czym oka zawiesić. Uroda koleżanek z klasy też pozostawiała wiele do życzenia,
 ty jednak również nie uchodziles za najprzystojniejszego. Ale przynajmniej jakieś tam powodzenie miałeś, nie to co one. To co uważałeś na ich temat nie było obrazą, było po prostu szczerą prawdą. Nie lubiłeś kłamać, wolałeś już przyznać się do najgorszej prawdy. Ale nie miałeś nawet po co kłamać, rodzice wiedzieli o tobie praktycznie wszystko. Jaki jesteś, z kim przebywasz, gdzie, co robicie. Nie było takiego tematu, którego by z tobą nie poruszyli, przynajmniej tak im się wydawało. Jak każdy człowiek na tym świecie miałeś jakieś swoje ważniejsze lub drobniejsze tajemnice, którymi dzieliłeś się tylko sam ze sobą.
O pewnych sprawach nawet Niko nie miał pojęcia. Po kilku godzinach spędzonych w szkole na zajęciach męczarnie dobiegły końca. Teraz jeszcze szybko na trening, a potem twoja ulubiona część dnia- wypad z kolegami. Tylko jeszcze przetrwać te chwile z piłką, przynajmniej będzie z kim pogadać po nudnym dniu w szkole. Chłopakom zawsze dopisywał humor na treningach, nigdy nie mogło obejść się bez żartów czy docinek. Na boisko miałeś jakieś 10 minut drogi od swojego liceum. Nie było to daleko, w ciepły dzień był to całkiem przyjemny, krótki spacer. Szedłeś pewnym krokiem, żeby jak najszybciej pokonać ten nudny odcinek. Kiedy wyloniles się zza rogu zauważyłeś na przystanku dziewczynę. Miała bardzo szczupłe nogi, które wcisnęła w czarne rurki, idealną talię okrytą białą bokserką,a długie brązowe włosy upiela w warkocz. Przypominała ci pewną osobę, nawet bardzo przypominała kiedyś bardzo bliską ci osobę.
------------------------------------------------------------------------------------
* W Niemczech jak pewnie wiecie skała ocen jest odwrotnie niż u nas.
No to jest.
Udało mi się w końcu skończyć go pisać dla was.
Nie jest specjalnie długi, ani specjalnie ciekawy.
Forma pisania nieco jednak inna niż w prologu inspirowana jedną z blogerek. ;)
Nie wyszło tak jak bym chciała, ale cóż.
Oddaję to na wasze opinie.
5 komentarzy - następny rozdział
Do nn ;*

niedziela, 3 stycznia 2016

Prolog

Powoli przysypiałem na niewygodnym szpitalnym krześle trzymając za ręce moje dwie małe córeczki. Obydwie już dawno smacznie spały. Ja jednak wytrwale czekałem walcząc z silnym uczuciem senności. Nie mogłem przegapić narodzin mojego trzeciego dziecka. Miałem nadzieję, że tym razem będzie to syn. Mocno kochałem Lise i Patrycje, ale równie mocno chciałem mieć chłopca,
z którym będę mógł wyjść pograć w piłkę, któremu przekażę całą swoją pasję. Piłka nożna była ważną częścią mojego życia, jednak ani mojej żony ani dziewczynek ten sport nie pociągał tak mocno jak mnie. Czasem zagrały
ze mną lub obejrzały mecz, ale na tym się kończyło.
Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierania starych drzwi, wyłoniła się z nich uśmiechnięta pielęgniarka:
- Panie Lahmie, ma pan syna- w tym momencie odetchnąłem z ulgą. W końcu nam się udało.
Lisa przebudzila się i spojrzała na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami szeroko się uśmiechając.
- Tato, mamy braciszka?
- Tak kochanie
- Pati, Pati- szarpnęła siostrę za koszulkę- Wstawaj.Mamy braciszka
Patrycja przeciągnęła się odgarniając z twarzy długie blond włosy.
- Naprawdę? Możemy iść go zobaczyć?
- Jeszcze nie teraz. Mama potrzebuje odpocząć.
Dziewczynki skinęły głowami i usiadly obok siebie.
- Poczekajcie tutaj, zobaczę jak się czują.
Założyłem szpitalny kitel i jak najciszej starałem się wejść do sali. Na łóżku zobaczyłem nieco czerwoną,ale szczęśliwą Claudie, a w jej rękach małe, prawie nie poruszające się zawiniątko. To był mój syn.
- Philipp- odezwała się moja żona- w końcu go masz.
- W końcu My go mamy- uśmiechnąłem się do niej, delikatnie przejmując niemowlę i siadając na brzegu łóżka. Miał mocno zaciśnięte powieki, a ręce złożone w piąstki. Jego głowę pokrywała nieliczna ilość cienkich blond włosków. Był taki podobny do Claudii. Nagle otworzył brązowe oczy i spojrzał na mnie. Wyciągnął rękę do góry jakby chciał mnie dotknąć.
- Witaj w Monachium mały- powiedziałem i pocałowałem go czubek głowy.



-------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Jest to już mój drugi blog o tematyce fan fiction.
Niestety tamten zaniedbałam, więc postanowiłam zacząć od nowa. Jak można się domyślić blog będzie w pewnym stopniu ff z Philippem Lahmem, cudownie grającym zawodniku Bayernu Monachium.
Prologi nigdy mi nie wychodzą więc musicie mi to wybaczyć. :/
Do zobaczenia w nastepnym poście i liczę na wasze komentarze. :D